26 stycznia przedstawiciele polskiego rządu podpiszą ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement), niezwykle kontrowersyjną umowę międzynarodową, która wprowadzi drastyczne narzędzia służące ochronie własności intelektualnej i ograniczające wolności w sieci. Nie pozwól, aby na internet padł choć cień międzynarodowej cenzury!
http://www.facebook.com/nieACTA
O co chodzi w ACTA?
Porozumienie zakłada, że dostawcy internetu zostaną zaangażowani w walkę z piractwem. Będą oni musieli monitorować działania abonenta (sic!) i blokować dostęp do stron "podejrzanych o udostępnianie nielegalnych treści".
Taki zapis otwiera oczywiście szerokie pole do interpretacji, nie mówiąc już o kosztach planowanego "śledzenia".
Podobne zapisy w projekcie amerykańskiej ustawy SOPA doprowadziły do protestu w internecie. Teoretycznie wystarczyłby fragment filmu użyty w recenzji wideo albo jedno zdjęcie wykorzystane w ramach dowcipu, a cała uznana zostałaby za piracką i zablokowana.
Główny ciężar walki ze zjawiskiem ich naruszania spadnie na dostawców dostępu do internetu. Ci bowiem, w myśl propozycji, mieliby aktywnie kontrolować treści dostarczane przez użytkowników.
Oznacza to ni mniej, nie więcej tyle, że każdy wpis na blogu, wgrane zdjęcie czy film musiałyby zostać przeczytane lub obejrzane i ocenione pod kątem zgodności z obowiązującym prawem. To z kolei wymagać będzie zatrudnienia ogromnego sztabu ludzi, na który żadnego serwisu prawdopodobnie stać nie będzie.
To jednak nie wszystko.
Strony, biorące udział w negocjacjach chcą także, by osoby podejrzane o naruszanie praw autorskich były odłączane od internetu. Nie byłby potrzebny ani proces przed sądem, ani tym bardziej prawomocny wyrok.
Na takie rozwiązanie jest także skłonny zgodzić się nowy Parlament Europejski, w przeszłości zawsze stojący po stronie internautów i ich praw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz